Półmaraton Poznań – dla wielu impreza legendarna i obowiązkowy punkt w kalendarzu biegów. Dla nas – po prostu przyzwoicie zorganizowany bieg, który niczym szczególnym się nie wyróżnia. No może poza trzema rzeczami – ogromnym tłokiem na mecie, brakiem nagród w kategoriach wiekowych i komercją, która przyprawia wielu biegaczy o mdłości.
My już wielokrotnie próbowaliśmy się przekonać do tej imprezy, ale bezskutecznie. Gdy pierwszą edycję ukończyło nieco ponad 1000 zawodników – było fajnie, klimatycznie i każdy bez większych problemów mógł uzyskać dobry wynik bez przepychanek na trasie. W 2012 roku finisherów było już 4409 i wielu wtedy mówiło, że jest to liczba “graniczna” i że zwiększenie frekwencji będzie skutkowało tłokiem na trasie.
Tak jak przewidywano tak się stało – w tym roku poznańską połówkę ukończyło ponad 11tys biegaczy. Dla organizatora to oczywiście powód do dumy – dla nas niestety nie. Osobiście z racji uzyskanych czasów nie odczuliśmy tłoku, ale to co działo się później – powodowało bardzo duże utrudnienia w pokonywaniu trasy. Ludzie mieli spore trudności już na samym starcie, a tłum biegaczy, który kiedyś daaaawno temu luzował się po paru kilometrach – teraz nie poluzował się w ogóle, aż do mety. Z rozrzewnieniem wspominam czas gdy Półmaraton Poznań był imprezą, w której przede wszystkim liczył się biegacz i jego potrzeby, a nie liczba biegaczy…
Niestety organizator nie poszedł po rozum do głowy i postanowił sprawić “prezent” zawodnikom w postaci limitu na 2017 rok, który ustalił na… 16 tysięcy! Ręce opadają i żal serce ściska gdy w swoim rodzinnym mieście widzi się taką komercję. 10 – jubileuszowa edycja…
Niedawno jeden z poznańskich organizatorów “przejechał się” na zbyt dużym zaślepieniu związanym z frekwencją. Czy szanowny Pan Dyrektor Poznań Półmaratonu również się przejedzie? Wątpię – podejrzewam, że organizacyjnie uda się to jakoś ogarnąć tylko ludzie będą ściśnięci jak sardynki w puszce i wiele osób nie nabiega przez to życiówek. Ale co tam – chętni i tak się znajdą, bo sprytne manipulowanie potencjalnymi finisherami trwa.
26 marca – to właśnie ten termin, w którym jeśli wszystko “dobrze” pójdzie zobaczymy na starcie armię biegaczy i biegaczek w liczbie zbliżonej do 16 tysięcy. Po co? na to pytanie potrafi odpowiedzieć tylko pan M. Może chodzi o pokazanie, że Poznań jest najlepszy na świecie? Może to jakiś eksperyment poznańskich naukowców z UAMu, którzy chcą sprawdzić jak magia liczb i manipulacja wpływa na biegowe umysły? A może po prostu chodzi o kasę? Nie chce mi się tego analizować, ale wiem jedno – poznańska połówka poszła w złym kierunku, bo jeśli frekwencja staje się wyznacznikiem prestiżu biegu – to jest to pierwszy krok prowadzący do komercyjnego bagna. Niestety POSiR sprawia wrażenie jakby już dawno w nim ugrzązł i resztkami sił wołał – więcej, więcej, wszystkiego więcej…
Zapisy na bieg ruszają już 7 grudnia i mimo wszystko zachęcamy (tych najbardziej odważnych) aby pobiec, bo może to być bieg, który pokaże Wam, że rywalizacja na trasie to nie tylko walka z sobą, ale przede wszystkim walka z tłumem. Powodzenia:)