Maratońska ściana – zetknęło się z nią większość biegaczy próbujących pokonać królewski dystans. Pojawia się niespodziewanie, zazwyczaj tuż po 30km i psuje cały misterny plan. Spowalnia lub zatrzymuje tysiące biegaczy – zarówno tych z końca stawki, a czasami nawet dobrze wytrenowanych. Czym tak naprawdę jest ten niewdzięczny moment w maratonie, który w jednej chwili potrafi przekreślić szansę na życiówkę, dlaczego się pojawia i jak sobie z nią poradzić? O tym w dzisiejszym artykule.
Czym w ogóle jest ta ściana?
Najogólniej rzecz ujmując jest to moment, w którym nasze zapasy energetyczne ulegają prawie całkowitemu wyczerpaniu. Mniej wytrenowani zawodnicy zaczynają wtedy gwałtownie zwalniać, niektórzy przechodzą do marszu, jeszcze inni po prostu się zatrzymują i nie są w stanie biec dalej. Te dantejskie sceny pojawiają się najczęściej pomiędzy 30, a 35km.
Dlaczego nas spotyka?
Najczęstszym powodem występowania tego przykrego zjawiska jest brak odpowiedniego wytrenowania. Narażenie są na to głównie zawodnicy, którzy w toku swych przygotowań zbagatelizowali kwestię długich wybiegań. To proste i logiczne – ich organizmy po prostu nie są nauczone radzenia sobie z momentem przejścia na inny tryb energetyczny. Tego nie nauczą przyjemne dyszki-endorfinki o poranku. Chcesz biegać maratony i nie odczuwać przykrych skutków zderzenia ze ścianą? Biegaj dużo 30-35km wybiegań, które Cię do tego przygotują.
Kolejnym powodem może być niedostosowanie prędkości do panujących warunków atmosferycznych. Brzmi to trochę jak raport z kroniki policyjnej, ale tak właśnie jest. Przypuśćmy, że biegacz jest przygotowany zarówno fizycznie jak i mentalnie na wynik 2:59. Zaczyna więc biec po 4:16/km i wszystko idzie zgodnie z planem. Idzie… pod warunkiem, że temperatura nie jest za wysoka. Oczywiście wiele zależy od tego w jakich warunkach ten zawodnik wcześniej trenował, ale prawda jest taka – że wystarczy niewielka ilość promieni słonecznych aby nasza energia została zużyta w znacznie szybszym tempie niż normalnie. Wtedy również szanse na upragniony wynik maleją.
Czasami ściana pojawia się wskutek najzwyklejszego w świecie przeszarżowania. Paradoksalnie tutaj z kolei bardzo dobre warunki mogą pokrzyżować plany. Idealna temperatura, dobre samopoczucie i szybka, spontaniczna decyzja – pobiegnę szybciej niż sobie zakładałem. Pierwsza połówka z 3 min zapasem – wooow! 25km – jest dobrze. 28km – zmęczenie zaczyna dawać o sobie znak, ale to przecież maraton, musi tak być – mówisz sobie w myślach. 33km – maszerujesz ze zwieszoną głową i całkowitym brakiem energii. Straciłeś swoją szansę… przez głupotę, bo wystarczyło trzymać się pierwotnych ustaleń.